Kwietnik makrama – czyli powrót do przeszłości

kwietnik makrama

Bardzo dobrze pamiętam nasze pierwsze mieszkanie. Było małe (36m2), miało 2 pokoje i mieściło się tuż obok jednej z bardziej ruchliwych ulic w moim mieście. Latem w godzinach szczytu ledwo było słychać telewizor przy jeżdżących non stop samochodach i tramwajach. Mieszkanie było urządzone zgodnie z „trendami” lat 90. W salonie królowała wielka meblościanka, na podłodze odklejały się gdzieniegdzie płytki PCV, żółta tapeta pokrywała ściany a na środku przy oknie wisiał oczywiście kwietnik makrama (mimo że wtedy jeszcze nikt nie wiedział że tak się to nazywa) z paprotką.

Trochę historii

salon

Gdy jako dziecko chodziłam z rodzicami w odwiedziny do ich znajomych wolałam siedzieć z dorosłymi przy stole niż bawić się z resztą małolatów. Oczywiście nie brałam zbytnio udziału w dyskusjach, ale obserwowałam i przysłuchiwałam się rozmowom. Pamiętam, że w każdym domu w tym samym miejscu zawsze wisiała paprotka w makramowym kwietniku. Nie była to jedyna paprotka. W tamtych czasach paprotki były „trendy” i panie domów hodowały je z takim sercem i miłością jak ja dziś sukulenty (tylko z lepszymi skutkami zazwyczaj).

Kwietnik makrama nie był jednak miejscem dla jakiejkolwiek paprotki. W nim wisiała zawsze ta najpiękniejsza, najbardziej bujna i zielona. Najbardziej gęsta, sprężysta, majestatyczna – duma pani domu! Sprawa była na tyle poważna, że rozmowy na temat dbania o tę jedyną mogły toczyć się bez końca. Regularność podlewania, odżywki, kąpiele cotygodniowe w wannie… ileż to ja się nasłuchałam! Generalnie można powiedzieć, że obowiązywała zasada iż im piękniejsza paprotka tym lepsza pani domu.

W 1998 roku przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania (tego, który znacie ze zdjęć które pokazuję już na blogu – np. kuchnia, pokój mojego brata, mój stary pokój – teraz sypialnia rodziców). Pamiętam że kwietnik zawisł jeszcze na początku, ale mama szybko go ściągnęła gdyż przestał być modny. Kwietnik trochę dłużej wisiał u babci, ale i ona idąc z duchem czasu pozbyła się go wkrótce.

Mój kwietnik makrama

bluszcz

Jak to jednak zazwyczaj bywa historia zatoczyła koło i od paru lat podwieszanie kwiatów to absolutny hit i must have każdej wnętrzoholiczki. Bardzo szybko również i mi zamarzył się kwietnik makrama, jednak skutecznie odstraszały mnie ceny (bo przecież nie wydam 80-100 zł za kawałek sznurka który parę lat temu kosztował grosze). Postanowiłam zrobić kwietnik sama! Powiem tylko że wcale nie okazało się to takie proste jak przypuszczałam… Kwietnik który widzicie na zdjęciach to próba nr 2. Pierwszy był bardziej wymyślny i miał nawet koraliki, tylko źle coś pomierzyłam i wyszedł mi ok. 5 razy za mały (na słoik po jogurcie a nie na doniczkę).

W każdym bądź razie kwietnik jest! Planuję w najbliższej przyszłości zrobić jakiś ładniejszy i bardziej prosty? ale póki co i aktualny napawa mnie radością. Wprawdzie paprotki nie mam ale dorwałam jakiś bluszcz. Może nie jest wielki i okazały, a fanki kwietników sprzed paru dekad pewnie by prychnęły pod nosem na jego widok, ale ja i tak jestem dumna! W sumie nie wiem do końca czy z tego że bluszcz jeszcze żyje czy z kwietnika samodzielnie zrobionego, ale co tam 🙂

A Wy mieliście lub macie podwieszane paprotki lub inne kwiaty?

salon

podwieszany kwiat

galeria w salonie

Przypominam Wam jeszcze o nowej „serduszkowej” funkcji na blogu. Jeżeli jesteście z tych nieśmiałych co to nie lubią komentować, albo nie mają facebooka i innych social media, możecie po prostu kliknąć na serducho pod postem. Dla mnie będzie to znak że jesteście i Wam się podoba.

blog

33
Tags: blog wnętrzarski, kwiaty, salon, tak mieszkam

Related Posts

by
Previous Post Next Post

Comments

  1. Odpowiedz

    Pięknie to wygląda w takim białym i jasnym wnętrzu 🙂
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie 😉

    1. Odpowiedz

      Uwielbiam białe i jasne wnętrza stąd i u nas tak 🙂 Na pewno wpadnę. Pozdrawiam

  2. Odpowiedz

    Uwielbiam takie jasne, słoneczne pomieszczenia 🙂 Bardzo podoba mi się Twój salon 🙂

    1. Odpowiedz

      Cieszę się że salon się podoba 🙂 Pozdrawiam

  3. Odpowiedz

    Nie jestem nieśmiała, więc komentuję 😉 Ale serduszka też z serca oddam :*
    Ja już na ZPT poznawałam techniki makramy (wczesne lata 90-te) i nawet książka u nas w domu była!
    SZkoda, że już dawno zutylizowana 🙁 Muszę sobie pamięć do sznureczków odśiweżyć 😉
    Pozdrawiam serdecznie!

    1. Odpowiedz

      Ja się nigdy nie uczyłam niestety makramy. Teraz wiedzę zdobywam z filmików na youtubie i metodą prób i błędów 🙂 Dziękuję za serduszka i komentarz. Pozdrawiam

  4. Odpowiedz

    Mnie również dopadł szał makramowy , również zaplatałam je sama. Nie byłam za bardzo do nich przekonana, ale na żywo wyglądają rewelacyjnie. Do paprotek jednak absolutnie nie mam ręki , a marzy mi się taka piękna wisząca paproć.

    1. Odpowiedz

      Ja właśnie dorastam do pomysłu z paprotką 🙂 Nie wiem co z tego wyjdzie bo do kwiatów raczej ręki nie mam, ale może paproć by doceniła taki własnoręcznie zaplatany kwietnik?:) Pozdrawiam

  5. Odpowiedz

    Uwielbiam takie pomysły !
    Po co kupować jak można zrobić samemu 🙂
    I jeszcze jaki efekt!
    Co tam że jeden nie wyszedł – trening czyni mistrza! 🙂

    1. Odpowiedz

      Oj tak satysfakcja jest jak już w końcu zawisł 🙂 Pozdrawiam

  6. Odpowiedz

    Uwielbiam te kwietniki. Mam sznurek i juz od dawna planuje wykonać dwa do salonu, ale opornie mi to idzie ;). W Twoim pięknie wygląda. Jego wygląd jest taki delikatny i świetnie wtapia się w otoczenie, a jednocześnie jest fajną dekoracją. Bardzo mi.miło poznać Twojego bloga. Jestem juz obserwatorką i fanką :). Zapraszam do siebie w wolnej chwili. Przesyłam serdeczne pozdrowienia :).

    1. Odpowiedz

      Dziękuję 🙂 Cieszę się że nasz salon przypadł Ci do gustu. Na pewno wpadnę do Ciebie 🙂 Pozdrawiam

  7. Odpowiedz

    Świetne aranżacje jak zawsze zresztą. Salon wygląda przepięknie, dzięki kwietnikowi tak letnio 🙂 Muszę pomyśleć o podobnych rozwiązaniach u siebie. Często wracam do Twojego bloga i czekam na kolejne wpisy, pozdro!

    1. Odpowiedz

      Rzeczywiście kwietnik bardzo sprawdził się w tym miejscu, że też wcześniej na to nie wpadłam 🙂 Cieszę się, że blog przypadł do gustu. Pozdrawiam

  8. Odpowiedz

    całe wnętrze jest przepiękne, ale wiecie co mnie zauroczyło? te drewniane podstawki do doniczek – genialna sprawa! Gdzie kupiłaś takie cudo?

    1. Odpowiedz

      Podstawki zrobił mi tata wg mojego projektu. Był na blogu post DIY z nimi jakiś czas temu 🙂 Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

7 shares

O autorze

Mam na imię Justyna

Mam na imię Justyna

Zapraszam Cię do lektury mojego bloga, na którym dzielę się przygodami związanymi z urządzaniem naszego domu oraz renowacją mieszkania moich rodziców i pomysłami DIY.